Vox populi, vox media? Dlaczego duże media milczą o Durczoku.

Głos mediów społecznościowych coraz częściej decyduje o tym, co każdego ranka widzą w kioskach czytelnicy dzienników i czasopism, oraz o tym, co każdego wieczoru oglądają widzowie telewizyjnych programów rozrywkowych.  Filmy pranksterów z YouTube lądują w głównych wydaniach wiadomości. Prasa drukuje memy. Wątki z serwisu Reddit streszczane są na głównych stronach największych portali. w przerażającym i przejaskrawionym wydaniu widzieliśmy to ostatnio na ekranach kin w „Wolnym Strzelcu” Dana Gilroya oraz ekranach telewizorów w mrocznej serii BBC „Black Mirror”. Dobrze znamy z kina często tragikomiczne zbliżenia na pełne przerażenia twarze bohaterów, śledzących z zapartym tchem trendy na Twitterze. Czasami jednak rzeczywistość płata figla nawet tym scenarzystom, którzy zwykli mocno trzymać się faktów.

 

Podczas gdy Facebook i Twitter kipią od komentarzy na temat poniedziałkowej publikacji tygodnika „Wprost”, stare media milczą jak grób. Trudno o mocniejszy dowód solidarności – ale i odpowiedzialności – środowiska dziennikarskiego.

 

Ciemne strony mediów

 

Historia zaczyna się na początku lutego, kiedy to Wprost opublikował tekst „Ukryta prawda o przemocy seksualnej”. Materiał dotyczył molestowania seksualnego zastrzegającej anonimowość dziennikarki. Do przestępstwa miał dopuścić się mężczyzna „kierujący dużym zespołem telewizyjnym”. Na blogach i w serwisach społecznościowych rozpoczęło się internetowe polowanie na czarownice. Podejrzenia, sugestie i oskarżenia padały pod adresem wielu dziennikarzy. Część internautów wskazywała – nomen omen – wprost na szefa „Faktów” TVN.

 

„Ciemna strona Kamila Durczoka” – to już okładka „Wprostu” z tego tygodnia. w krótkim tekście opatrzonym kilkoma stronami sugestywnych fotografii, dziennikarze tygodnika sugerują, że szef „Faktów” może mieć związek z publikacją sprzed tygodnia. Tygodnik twierdzi też, że Kamil Durczok ma „poważne kłopoty”. Tygodnik ujawnił, że szef „Faktów” został przyłapany przez policję, gdy uciekał z mieszkania, w którym znaleziono m.in. nieokreślone dokładnie ilości „białego proszku”.

 

Tego samego dnia rano, gdy „Wprost” zaczął już znikać z kiosków, Kamil Durczok był gościem Dominiki Wielowieyskiej w Poranku Radia TOK FM. „Z całą stanowczością, jasno i wyraźnie chcę powiedzieć: nigdy nie molestowałem żadnej z podległych mi pracownic. Nigdy nie molestowałem żadnej kobiety. Czym innym jest styl zarządzania. Ja jestem cholerykiem, czasem wybuchałem w pracy” – mówił na antenie. Zdaniem dziennikarza, zarzuty i sugestie tygodnika „Wprost” nie są prawdziwe. „Stworzono zarzut. Kto go stworzył? Czy stworzył go ktoś, kto pisał ten artykuł, czy jego anonimowe źródło?” – pytał Durczok w TOK FM.

 

Pudelek, Radio Maryja, i długo, długo nic

 

 Jak wynika z danych Instytutu Monitorowania Mediów, w dniu publikacji tekstu we Wprost i wizyty Durczoka w TOK FM,  na Facebooku ukazało się ponad 1,5 tysiąca komentarzy, w których wymieniono nazwisko dziennikarza. Grzmiał też Twitter, Wykop oraz liczne fora, w tym forum Gazety.pl oraz WirtualnychMediów.pl. Co działo się w tym czasie w dużych portalach i mediach tradycyjnych?

 

Wśród portali i serwisów internetowych najwięcej miejsca sprawie poświęciły elektroniczne wydania tabloidów. SE.pl oraz Fakt.pl tylko jednego dnia zamieściły kilkadziesiąt publikacji poświęconych materiałom opublikowanym przez „Wprost”. Sprawę właściwie przemilczały Onet, Wirtualna Polska i Interia, jedynie wzmiankując o okładkowym temacie tygodnika.

 

Kilkanaście artykułów na ten temat ukazało się w portalu Gazeta.pl (serwisy Wiadomości.Gazeta.pl oraz Metro.Gazeta.pl). Większość z nich dotyczyła wypowiedzi Durczoka w radiu TOK FM. Jak czytamy w jednym z tekstów – „Gazeta.pl od początku powstrzymała się od pochopnych ocen. Opisujemy jedynie reakcję mediów na zaistniałą sytuacje”. w publikacjach tych znaleźliśmy też m.in. cytaty z Twittera oraz krótkie komentarze publicystów. „Przeczytałem dokładnie obydwa materiały „Wprost”. Takiego poziomu insynuacji i manipulowania faktami nie osiągnęły nawet polskie brukowce” – mówił w Poranku Radia TOK FM Marcin Meller z TVN. Aż trzy na 10 najbardziej aktywnych źródeł to portale plotkarskie – Afterparty.pl, Pudelek.pl oraz Flesik.pl. Tyle samo wzmianek pojawiło się w serwisie wPolityce.pl.

 

W tym samym czasie w ogólnopolskich rozgłośniach radiowych (oprócz Radia TOK FM), publikację „Wprostu” komentowano z reguły jedynie w przeglądach prasy i rozmowach z publicystami. Radio Maryja jako jedna z nielicznych stacji zdecydowała się poinformować o rewelacjach tygodnika w serwisach informacyjnych. Na szklanych ekranach sprawę komentowano najczęściej w Superstacji (m.in. przegląd prasy „Na tapecie” i komentarz pół-żartem, pół-serio w „Krzywym Zwierciadle”), TV Republice oraz Telewizji Trwam. Polsat News 2 oraz TVP2 wspominały o sprawie jednokrotnie i tak jak większość stacji tylko w porannych przeglądach tygodników.

 

Facebook w natarciu

 

Od poniedziałkowego do czwartkowego poranka ukazało się ponad 7 tysięcy publikacji w których pojawiało się nazwisko Kamila Durczoka. Dla porównania, przed tygodniem było ich niespełna 900, a dwa tygodnie wcześniej (zaraz po ukazaniu się tekstu o molestowanej dziennikarce) – 300. w styczniu, kiedy o aferze jeszcze nikt nie słyszał, o dziennikarzu wspominano w mediach średnio 70 razy tygodniowo. Doniesienia mediów były wtedy związane jedynie z dziennikarską działalnością Durczoka. Wśród blogów (pomijając mikroblogi) widać wyraźną rolę profilu plotkarskiego (w doniesieniach przodował jastrzabpost.pl, blog Agnieszki Jastrzębskiej o celebrytach i show businessie). Głośno było także na blogach serwisu NaszeBlogi.pl i Niepoprawni.pl.

 

Niemal 90% z 7 tys. przekazów inspirowanych publikacją „Wprostu”, to publikacje w mediach społecznościowych, a niewiele ponad 8% – materiały w portalach internetowych. Publikacje w „starych” mediach stanowią 2% wszystkich doniesień. Nawet biorąc pod uwagę inną naturę mediów tradycyjnych i społecznościowych, ograniczoną liczbę i tryb pracy tych pierwszych oraz nieposkromioną wielość źródeł i nieregulowaną cyklem dnia i nocy aktywność tych drugich, proporcje są wyraźnie zachwiane. Dla porównania, w publikacjach medialnych na temat Moniki Olejnik, Beaty Tadli bądź Piotra Kraśko, media społecznościowe stanowią zwykle od 50% do 70% wszystkich doniesień.

 

Widać też inną tendencję. Lwią część z ponad 80 publikacji, jakie na temat Kamila Durczoka pojawiło się w ostatnich dniach w prasie, to – tak jak w internecie – teksty i fotografie w tabloidach. Super Express zamieścił 16 materiałów na ten temat (z czego większość to głosy publicystów), a Fakt – 6. o sprawie pisały też Gazeta Polska Codziennie oraz Gazeta Wyborcza. Tak jak w dniu publikacji tekstu, tak i w ciągu kolejnych kilku dni od ukazania się „Wprostu”, nazwisko Kamila Durczoka pojawiało się najczęściej w Superstacji i Telewizji Republika. Na antenie TVN wątek przewinął się w przeglądzie prasy programu Dzień Dobry TVN (powoływano się na okładkę oraz komentarze publicystów w Super Expressie). Wyjątkiem było „Szkło Kontaktowe”, gdzie do sprawy nawiązywali dzwoniący do studia telewidzowie.

 

Głos rozsądku

 

Podczas gdy największe stare media milczą, serwisy społecznościowe i blogi kipią od komentarzy na temat poniedziałkowej publikacji tygodnika Wprost. Temat znalazł natomiast podatny grunt w tabloidach i portalach plotkarskich, które pozostały głównym wątłym łącznikiem między oddolnymi publikacjami i komentarzami internautów, a starym, solidarnym światem dużych mediów.

 

Spośród wszystkich komentarzy na ten temat (a na Facebooku sprawę komentowali – w dodatku zgodnym tonem –  i m.in. Roman Giertych, i Monika Olejnik), najbardziej istotny wydaje się komunikat wystosowany wczoraj przez Helsińską Fundację Praw Człowieka. W specjalnym komunikacie HFPC zwróciła uwagę na znaczenie przestrzegania przez dziennikarzy standardów gromadzenia i przekazywania informacji. „Osoby publiczne nie są całkowicie pozbawione prawa do prywatności, a zasada „grubszej skóry” nie oznacza przyzwolenia na publikację wszelkich informacji z ich życia prywatnego, nawet jeśli są one prawdziwe. w dodatku dopuszczalny poziom ingerencji w życie prywatne takich osób publicznych jak dziennikarze, prawnicy, sportowcy czy artyści jest odpowiednio mniejszy niż w przypadku osób pełniących funkcje publiczne” – podkreślono w stanowisku.

 

Głos rozsądku ma też inny przejaw. Może – wreszcie – okaże się, że media społecznościowe i internet to tak naprawdę już „tylko” media, które tak jak i media tradycyjne, nie są nieomylną wyrocznią. Nie każdy przekaz, publikacja i komentarz w nich zamieszczony, musi być impulsem do kopiowania i wklejania. Z nie każdej wątłej tendencji kreować trzeba silny nurt. Nie wszystko jest zabawnym wiralem i memem, który z uwagi na obecność w twitterowych trendach zasługuje na miejsce w czołówce wiadomości i na jedynkę w jutrzejszym wydaniu tygodnika opinii.